ALEXANDER WIELKI

 
Alexander Wielki
 
6 listopada 2010 roku o godzinie 10.50 Alexander odszedł do swej krainy wiecznej szczęśliwości i obfitości smakowitych dóbr wszelakich.
 
przy garażu Mały ten gryzoń pojawił się w naszym życiu nagle i niespodzianie. W sobotnie przedpołudnie, 12 czerwca 2010, wystawił swój szczurzy pyszczek spod progu przygarażowej pakamery. W tym samym czasie tuż obok rozmawialiśmy sobie z garażowym sąsiadem na tematy błache i mniej błache też. przy garażu
"Ktoś się nam przygląda" - rzucił od niechcenia sąsiad. Odwróciłem głowę i ujrzałem szary szczurzy pyszczek. "O, w mordeczkę - mamy przerąbane, panie sąsiedzie, szczury zawitały na garażowisko" - rzuciłem bez specjalnego entuzjazmu do rozmówcy . Ale za chwilę cała ogoniasta istota wysunęła się spod stalowego kątownika. Białe boczki, ciemnobrązowa - prawie czarna pręga wzdłuż grzbietu, aż do nasady ogona i takiejże barwy kaptur, zachodzący na łopatki - "ładny jesteś zwierzaczku" - pomyślałem. Zwierzaczek w tym czasie zaczął skrupulatnie zbierać zeszłoroczne nasionka brzozy, ukryte w szparach asfaltu. "Skąd on się tu wziął?" - zastanawiał się sąsiad. Ja zresztą też. Niewzruszony naszą obecnością Pan Szczur przystąpił do konsumowania liścia mniszka lekarskiego, którego krzaczek wyrastał ze szczeliny w asfalcie. "No, kolego, aleś ty głodny " - pomyślałem. Mnie też już zaczynało burczeć w brzuchu - cóż pora obiadu zbliżała się nieubłaganie. Ale zanim wróciłem do domu, wykonałem "komórką" zdjęcia, co jak się później okaże miało znaczący wpływ na dalszy przebieg tej historii. No i nie omieszkałem telefonicznie zakomunikować Asi, że ma nowego "sąsiada". "Co??? szczur???" - małżonka moja była bardziej poirytowana niż przestraszona. Podczas oglądania zdjęć gryzonia na komórkowym wyświetlaczu rzuciła od niechcenia "Ładny jest, tylko ten ogon..." Po obiedzie miałem dokończyć rozpoczętą w garażu robotę, zatem w kieszeń nasypałem troszkę niuńkowej karmy. Już po kilku minutach małe łapki zagarniały wszystko pod próg kryjówki. Wieczorem Szczurkowski dostał kawałek jabłka - rzucił się na niego z ogromnym apetytem. Cóż, brakowało mu wody. Niedzielne śniadanie miał już bardziej urozmaicone. Królicza karma, jabłko, marchewka, czerstwe pieczywo. Wszystkie te przysmaki zaniosła mu Asia. Wieczorny jadłospis był podobny, wzbogacony o kawałek żółtego sera. Pan Szczur na dźwięk cmokania wystawił łebek ze swej kryjówki. W poniedziałek, wczesnym rankiem, na odgłos kroków swej karmicielki, Szczurzyński zameldował się przed pakamerą, a gdy Asia otworzyła garaż - nieśmiało do niej zaglądał. Wieczorem pozwolił aby Asia delikatnie pogłaskała go po główce.
 
przy mniszku lekarskim
 
We wtorkowy wieczór już było prawie pewne, że Pan Szczur zamieszka u nas. Jedynie problemem była klatka. Królicza, ze względu na zbyt duży rozstaw prętów nie wchodziła w rachubę. W środę nowiuteńka szczurza klatka była już w domu. Asia kupiła największą, jaka była w sklepie. Pierwsza próba przesiedlenia ogoniastego z pakamery miała miejsce późnym środowym popołudniem. Szczurzysko wyszło z ukrycia, obeszło klatkę dookoła, obejrzało ją dokładnie... zebrało przygotowany pokarm i zniknęło w swej dotychczasowej kryjówce. Zauważyliśmy, że szczurek stara się ukryć swą obecność - wejście pod próg "zamurował" ubitą ziemią i oczyścił "przedpole", wycinając wszystkie rosnące przed pakamerą roślinki. Sam byłem skłonny sądzić, że to może któryś z sąsiadów odkrył jego obecność i chce mu uprzykrzyć. No cóż, chyba będzie trzeba zastosować wobec futrzaka fortel. Czwartkowe śniadanie było skromniejsze niż zwykle, a i kolację Pan Szczur miał otrzymać zdecydowanie później. Ale za to z obfitą porcją smakowicie pachnącego sera. Łakomstwo oraz głód zrobiły swoje i już po chwili Szczurzykiewicz był w klatce. Klatka największa ale i lokator nie ułomek... Nie przejął się zbytnio faktem zamknięcia go za kratami, z dużym zapałem natomiast oddał się konsumpcji szczurzych przysmaków.
 
klatka mała w klatce co tam jest?
 
No tak. Szczurek już złapany i co dalej? Do mieszkania? Raczej chyba nie. Jeśli jest na "coś" chory i to "coś" może przerzucić się na Niuńka? Kwarantanna - w piwnicy... Ale tylko przez jedną dobę! W piątek 19 czerwca zaraz po pracy poszliśmy we trójkę, tj. Asia, szczur w klatce i ja, na konsultacje do weta, po sąsiedzku. Sympatyczny pan Norbert już na wstępie określił swój stosunek do tych gryzoni: "szczur? nie lubię, miałem i futrzol jeden w wersalce zrobił sobie spiżarnię, do której znosił wszelkie zapasy..." Pobieżne oględziny, krótki wywiad (z nami, nie ze szczurkiem) - "...zdrowy jest, gdyby był chory, już by nie żył". No i dobra rada - "...pozbądźcie się go bo z królikiem w komitywie nie będzie." Ba! Nie po to ratowaliśmy mu życie, by teraz go wyrzucać. Bo kto przyjmie dorosłego szczurzego samca?
 
lubię sobie pojeść na wybiegu na balkonie
 
Aby zapewnić względny komfort obu naszym podopiecznym ustaliliśmy "strefy wpływów". Niuniek ma prawo do użytkowania tego wszystkiego, z czego korzysta dotychczas. Szczurakiewicz w dzień mieszka w naszej sypialni (do której i tak Niuniek nie ma wstępu), a w nocy razem z klatką wędruje do dużego pokoju, bo Niuniek śpi już w swojej klatce. Największym problemem było korzystanie z balkonowego wybiegu. Jeśli tylko pogoda pozwalała i na balkonie nie było zbyt gorąco, to króliczek werandował całe popołudnie, szczurek zaś korzystał z wybiegu w godzinach wieczornych. Niestety czasem ich drogi się krzyżowały - całe szczęście, że rozdzielone kratami szczurzej klatki - gryzoń na widok zajęczaka rzucał się do prętów klatki z prawdziwą furią. Wprawdzie w miarę upływu czasu poziom agresji zmalał. ale na bezpośredni kontakt obu futrzaków nigdy nie pozwoliliśmy. Po około trzech tygodniach (tyle czasu zajęło wykonanie nowej, większej i co ważne, składanej klatki) nasz nowy pupil zmienił lokum na zdecydowanie większe, zapewniające mu większą aktywność ruchową.
 
w nowej klatce nowa klatka  
 
Jak już wspomniałem nie dopuszczaliśmy do kontaktów między zwierzaczkami. Szczurek miał zęby ostre jak chirurgiczny skalpel. Nawet delikatne dotknięcie mogło spowodować rozcięcie naskórka. I czasami do tego dochodziło. Zwierzątko było na tyle samodzielne i niezależne, że czasem przy pomocy swych ostrych siekaczy karciło nas, zwłaszcza za próby odwiedzenia go od realizacji szczurzych planów. Jednak z siekaczami był problem, bo nieco przerosły i szczurza mordka lekko się nie domykała. Sposobem na ten defekt okazały się orzechy laskowe w łupinkach. Podanie kilkakrotnie podopiecznemu takiego smakołyku powodowało tak duże zaangażowanie aparatu zębowego, że już po 3 czy 4 orzeszkach gryzoń stracił dla orzechów wszelkie zainteresowanie, a jego pyszczek przyjął normalny wyraz.
 
jestem pieszczochem
 
Alexander, bo takie imię nadał mu jego "ojciec chrzestny", Andrzej, okazał się ogromnym pieszczochem. Po odreagowani stresów związanych z wyrzuceniem z domu (???), przeprowadzką i całkowitą zmianą otoczenia pozwalał, zwłaszcza Asi, na mizianie, głaskanie, miętolenie... godzinami mógł siedzieć na kolanach i poddawać się pieszczotom opiekunki. Potrzebę udania się do toalety sygnalizował nerwowym wierceniem i popiskiwaniem.
 
u Asi na rękach troszkę mi się pyszczek nie domyka
 
zdjęcia robisz? troszkę  się uczeszę
 
troszkę  się uczeszę teraz chyba lepiej?
 
tylko ten ogon
 
tak mi rób tak mi dobrze
 
Przez całe lato dzieliliśmy czas pomiędzy zwierzaczki i działkę. Lecz zbliżał się termin dawno już zaplanowanego urlopu. I coś trzeba było zrobić z futrzatymi przyjaciółmi. Początkowo rozważaliśmy oddanie ogoniastego "na służbę", do Kamienia Pomorskiego. Niuniek, jako stary turystyczny wyga miał jechać z nami. Szybko jednak stwierdziliśmy, że oddanie Alexandra w obce, nawet "szczurodoświadczone" ręce nie jest najlepszym pomysłem. Znaleźliśmy niedrogi domek na południowych stokach Karkonoszy, taki, że i nasz inwentarz był tam mile widziany. Jako że chałupa była dość obszerna to i "chrzestny" Alexandra wraz z żoną z nami tam pojechali. Poważnym wyzwaniem logistycznym było spakowanie nie tylko naszych rzeczy, ale też dwóch klatek (na szczęście obie są składane), dwóch transporterów, no i tego wszystkiego, co zwierzakom do życia było potrzebne. Ale z małą pomocą naszych przyjaciół udało się wszystko przewieźć. No, może jazda nie była zbyt dynamiczna (dla zwierzaczków nie mamy pasów bezpieczeństwa), ale podróż zbytnio też się nie dłużyła.
 
schowałem się może tu będzie lepsza kryjówka?
 
znów ten ogon Przez kilka pierwszych dni pobytu Niuniek zawzięcie próbował nas przekonać, że nie może mieszkać z Alexandrem pod jednym dachem. Był na tyle skuteczny w swych poczynaniach, że w końcu zmiękliśmy i zabraliśmy malucha na górę, do naszej sypialni. Niuniu natychmiast się uspokoił, natomiast my mieliśmy co noc mnóstwo różnych wrażeń akustycznych w wykonaniu Olka. Gryzoń, oprócz tego, że zwykle nad ranem przystępował do konsumpcji wieczornego posiłku, chrupiąc przy tym niemiłosiernie, to jeszcze przez całą noc przemeblowywał klatkę po swojemu. Tylko, że co noc zmieniała mu się wizja "umeblowania". :)
Dwa tygodnie minęły bardzo szybko. My przez ten czas intensywnie zwiedzaliśmy bliższą i dalszą okolicę, natomiast nasze zwierzaczki "ładowały akumulatory". Tak przynajmniej nam się wydawało. Wiedzieliśmy, że Olek nie jest już młodzieniaszkiem, ale też nie potrafiliśmy określić jego wieku. Nawet z dużym przybliżeniem. Nadszedł dzień powrotu do domu. Ponownie stanęliśmy przed koniecznością rozwiązania gordyjskiego węzła logistycznego. A przecież część bagaży została przez nas i naszych podopiecznych skonsumowana. To chyba wrażenia, wspomnienia no i oczywiście "pamiątki" zajęły zwolnione miejsce. I znów Niuniek nie mógł za żadne skarby zrozumieć, dlaczego on, taki duży królik musi jechać w drugim rzędzie, a ten ogoniasty maluch, jak panisko jedzie obok kierowcy. ładny jestem?
 
zaraz się zdrzemnę już śpię
 
lubię pieszczoty lubię pieszczoty
 
Po powrocie do domu zauważyliśmy, że nasz ogoniasty przyjaciel zaczyna z wolna tracić wigor. Już nie wchodził na najwyższą półkę w klatce, na której wcześniej lubił się wylegiwać. Zaczęły się też zmieniać jego upodobania "kulinarne". Zdecydowanie większą uwagę zwracał na pokarmy miękkie, rezygnował z chrupania dotychczasowych twardych przysmaków. Coraz więcej czasu przesypiał. Ale też z dużo większą ochotą pozwalał brać się na ręce. Nieubłaganie nadchodziła szczurza starość. Zlikwidowaliśmy, zbędną już, drabinkę na drugie piętro, a drabinkę na pierwsze piętro zastąpiliśmy równią pochyłą, obszytą bawełnianą dzianiną.
 
lubię pieszczoty lubię pieszczoty
 
Pogarszająca się z dnia na dzień kondycja Olka, zaburzenia motoryki, pojawienie się nieswoistych odruchów spowodowały naszą wizytę u weta. Maluch otrzymał dwa syropki - przeciwbólowy i przeciwzapalny. Kuracja ta na kilka dni poprawiła stan zdrowia maluszka, lecz już wkrótce po zaprzestaniu podawania leków jego kondycja uległa gwałtownemu pogorszeniu. Seria wizyt u weta, zastrzyki, preparaty wzmacniające, karmienie strzykawką... I konieczność podjęcia tej strasznej decyzji...
 
nie taki królik straszny nie taki szczurek straszny
 
dziękuję za wszystko pamiętaj o mnie
 
 wszystko jest takie ulotne
 
Dziękujemy lekarzom z lecznicy VETMEDIC za pomoc, cierpliwość i wyrozumiałość.
 
Alexander Wielki